Mam działkę czy ogród w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego. Działka
jest nieduża, zasadzone była w
większości drzewami karłowatymi, o niewielkim przyroście. Jednak po latach
sytuacja wygląda tak, że nie ma już
problemu sadzenia, a wycinania. Ponieważ
wszystko zarasta i
powstaje coś, o czym marzą radykalni ekolodzy – naturalna
puszcza. Kiedy pisze te słowa dobiega do mnie – kuku! Kuku! To kukułka, coś tam
sobie kuka i frajerów szuka. W zasadzie powinienem ją pogonić, to
cwany i zdradziecki ptak. Z drugiej
strony, może niech sobie kuka, bo może kawaler panny szuka. Chociaż w czasach singli i singielek nikt już kukułki
nie słucha. Jeżeli już, to na portale
randkowe wchodzi i tam szczęścia wypatruje …
Podstawą programu Natura 2000 są dwie unijne dyrektywy. Dyrektywa
ptasia oraz dyrektywa siedliskowa. Do
końca 2008 rząd Polski wyznaczył 141 obszarów specjalnej ochrony ptaków i 364
obszarów ochrony siedlisk. Jednak to nie zadowoliło lobby ekologiczne. 2009 r. Generalny
Dyrektor Ochrony Środowiska przesłał do Komisji Europejskiej listę nowych
obszarów. Zaś w 2012 r. Polska przekazała do KE kolejną listę. Utworzono wówczas 22 nowe
proponowane obszary mające znaczenie dla Wspólnoty Europejskiej. Po
zmianach w 2012 roku sieć Natura 2000 w Polsce zajmuje prawie 20% powierzchni
lądowej kraju. Czyli 20 % terytorium naszego kraju, o ile można tak
powiedzieć - należy do ptaków. Na tym
terenie istnieje wiele obostrzeń, dla
przykładu nie można zabić kukułki. Zresztą na całym terytorium Polski nie można
zabijać kukułek, ponieważ ptak jest pod ścisłą ochroną. Lecz kto normalny zabija
kukułki? Kukułek się nie zabija, chociaż
to naprawdę wredny ptak. I nie potrzebne
są do tego żadne dyrektywy, obszary ochrony i inne
rezerwaty. Jest to tym bardziej chwalebne, i godne szacunku, ponieważ kukułka
to naprawdę wredny ptak, podrzucający innym ptakom własne potomstwo. I to, że podrzuca jaja to na razie melodramat. Dramat zaczyna
się wtedy, gdy sprytna kukułka usuwa z
gniazda jajko nie swoje, to nadprogramowe. Ponieważ jeżeli w gnieździe są trzy jajka, to po podrzuceniu
dalej musi być trzy. A to dlatego, aby ptak – właściciel gniazda, nie mógł się zorientować w podmiance. Bo przecież
inne ptaki, nie są głupie, zobaczą, że
coś nie jest tak w ich gnieździe,
to te dodatkowe jajo wywalą z gniazda.
Dalej, kukułki są na tyle sprytne ( ach
ta ewolucja…), że jajko podrzucone musi być podobne do jajek już tam
złożonych. Lecz to nie koniec ptasiego dramatu, pisklę kukułki po wykluciu, a wykluwa się szybko,
jest na tyle cwane, że wyrzuca z gniazda
inne jajka. A potem głośno wydziera
dzioba i chce być pierwsze i jedyne w kolejce do karmienia. Widzimy wiec,
że kukułka to urodzony i podstępny
morderca. I to już od
pisklęcia.
Kto nie widział budynków
administracji brukselskiej, w naturze lub w telewizji? Pewnie każdy. To jakiś pseudo nowoczesnych monumentalizm,
rodzaj sztuki bizantyjskiej przeniesionej w XXI wiek. Czasami dziwimy się jak
na Kremlu otwierają się wielkie wrota i oto ukazuje się Putin. Szpaler urzędników
a Putin idzie i idzie i idzie. Czyż nie
podobnie jest w Brukseli. Nowo otwarta siedziba Unii Europejskiej za ponad 320 mln Euro. To rodzaj wielkiego
futurystycznego jaja ( może inspiracją było jajko kukułki) czasami widzimy jak wokół
tego jaja idą politycy. Idą i idą po
czerwonym dywanie w jakimś przedziwnym brukselskim rytuale. Oczywiście, wiadomo
… nie po to wydano 320 mln euro, aby politycy pojawiali się z głupia frant. Muszą więc godnie, po brukselsku się eksponować.
Zdążając ceremonialnie na obrady.
Jak już tak się idzie i idzie, to przecież nie po to, aby
uchwalać jakieś bzdury, ale po to, aby
uchwalić coś mądrego, istotnego, jakąś kolejna
dyrektywę. Może
ptasią? Każącą mi zabić kukułkę na mojej działce. Uzasadnieniem dla tej dyrektywy
będzie zakaz mowy nienawiści. Bo kukanie, zwodzące inne ptaki, taka mową niewątpliwie jest. Lecz
uwaga … znając arbitralność
Eko Bogów może być na odwrót. Na podstawie
donosów, lub nawet tego tekstu na SALONIE 24, wyślą na moją działkę specjalny
odział młodych RP, który będzie pilnował mojej kukułki, abym krzywdy jej nie zrobił. Ponieważ moja opina o tym ptaku, wyda się urzędnikom brukselskim
bulwersująca. Dwuznaczna. I jeszcze wpadnie mi do głowy ponad dyrektywna
ochrona jajek w gniazdach innych ptaków, kosztem jajka kukułki. A przyroda – zdaniem tych brukselskich Eko
Bogów - powinna regulować się sama. I jeżeli kukułką chce podrzucać jajka do cudzych gniazd, to
niech sobie podrzuca. Wara mi od tego. Co najwyżej mogę sobie liczyć, ile mi latek życia wykuka. Ta moja kukułka.
Ciekawy jest problem w Puszczy Białowieskiej W wyniku niespotykanej od wielu lat gradacji
kornika obumierają świerki. Jedno drzewo zjadane przez kornika może zarazić
kilkadziesiąt sąsiadujących. Fundamentalni ekolodzy mający oparcie w Brukseli
żądają pozostawienie chorych drzew, zabraniają wycinki. Bliski ich ideałowi
jest las naturalny. Gdzie ingerencja człowieka ograniczona jest do minimum, lub
prawie żadna. Kto chce zobaczyć jak wygląda taki las wystarczy klikać sobie paluszkiem „ Las Bawarski”, aby zobaczyć gole kikuty, czy drzewa powalone. Argumentują oni także, że las jako samodzielny
byt przyrodniczy poradzi sobie z kornikiem. Najwyżej na miejscu świerka
wyrośnie Iny młodnik. Inne drzewa. Może tak, a może nie … często porastają tam
gęste trawy i nic więcej przez
dziesiątki, a może i setki lat tam nie urośnie. Dla mnie takie stanowisko jest co najmniej fanatyczne, pobawione racjonalnych
argumentów. Taka filozofia ekologiczna
pozbawia człowieka instrumentów sprawczych. Właśnie degraduje.
Eliminuje człowieka do roli bycia kimś obok przyrody, obserwatora, a
przyroda sama ma się naprawić ponieważ
tak postanowił jakiś Eko Bóg brukselski. A ponieważ przyroda jak to
przyroda, jej rozwój trwa setki lat, nawet tysiące, nie mamy wiec żadnych obiektywnych
instrumentów, aby weryfikować dokąd zmierzamy wyznając ów pogląd? Dziwny jest ten nakaz bierności i ograniczenia
człowieka, jego mocy sprawczych, tym bardziej, gdy porównamy z tym, co człowiek
może w dziedzinie urbanistyki i architektury. Czy projektowania zieleni.
Przykład, proszę bardzo - wielkie jajo w Brukseli za 320 mln euro. Chyba, że
zobaczymy to jajo, jako jajo kukułcze. I
zaświta w naszej głowie myśl, że to jajo ktoś podrzucił naszej cywilizacji.
Jakaś inna cywilizacja. Wroga. Ziemska
lub nawet pozaziemska. Oby tylko nie…
Ten problem nie rozgrywa się tylko w
przestrzeni ekologicznej czy filozoficznej, ale także politycznej. To, co dzieje się w naszym kraju, jest na to
doskonałym dowodem. Można odnieść wrażenie, że urzędnicy brukselscy plus
nawiedzeni ekolodzy wiedzą lepiej, niż polscy leśnicy, a także naukowcy
zajmujący się gospodarką leśną. Np. w Borach
Tucholskich mamy wycinać połamane od wiatru drzewa, i to
jak najszybciej, a w Puszczy Augustowskiej już nie. Ponieważ jest
to obszar, region, rezerwat, park,
ustanowiony metodą administracyjną, najlepiej unijną, i tam obowiązują inne prawa przyrody. Grzyb i pleśń istnieje w Borach Tucholskich, i dlatego
należy połamane drzewa wycinać i wywozić,
ale już taki grzyb nie ma znaczenia w Puszczy Augustowskiej. To samo pleśń. Jest bo jest. I to jest dobre
i piękne. Stworzone w pierwszym dniu świata przez Eko Bogów brukselskich.
Było już o kukułce, Brukseli,
drzewach, a teraz kilka słów o pszczołach. Nie było jeszcze Unii Europejskiej i tego
wielkie jaja ( oby nie kukułczego), wokół którego po czerwonym dywanie idą i idą nasi europejscy politycy.
I nie było ekologów przykuwających się łańcuchami do drzewa, gdy w roku 1559 Krzysztof Niszczycki, starosta ciechanowski
ustanawia „ Prawo Bartne”, które obowiązywało na większości ziem polskich przez ponad 200
lat. Zbieraniem miodu zajmowało się tysiące ludzi i to przez setki a nawet
tysiące lat, więc wszystko w tej naszej dobrej starodawnej Polsce musiało być porządnie uregulowane. Prawo to stanowiło jak
traktować pszczoły, roje, barcie, drzewa, regulowało dziedziczenia barci i rojów, garnków i sznurów do wspinania się na
drzewa. Prawie wszystko. Także to, że
pszczołom nie można wszystkiego zabierać, a zostawić tyle ile trzeba na przeżycie zimy, bo ważny
jest człowiek, ale także ważna jest pszczoła i las I zanim
ta myśl powstała w głowach urzędników brukselskich już dawno istniała w głowach naszych praprzodków.
Miodu w takich barciach było znacznie więcej, niż we współczesnych ulach,
chociażby dlatego, że barcie były wysoko. Pomysł, aby umieszczać ule na
poziomie ziemi, to raczej współczesny pomysł, może i ułatwiający życie ludziom,
ale z tego, co wiem, pszczoły temu nie przyklasnęły. Takiego miodu z barci nigdy nie jadłem, ale
podobno jest inny, smaczniejszy no i znacznie droższy. Ale wracając do Prawa Bartnego, uchwalonego w
Polsce kilkaset lat wcześniej, zanim narodził się Człowiek roku „ Gazety
Wyborczej” Frans Timmermans. Ów kodeks,
nasz polski kodeks z roku 1559 regulował jak żyć z lasu i w lesie. A także jak współżyć
społecznie z innym bartnikami. Pomagać
przyrodzie i sobie. Piękne? Piękne. Jak las.
Obecnie w nadleśnictwach augustowskich,
powstają warsztaty dla bartników. W
trosce o pszczoły, bartnicy XXI wieku, zakładają barcie na drzewach, miejmy
także nadzieje, że w ten sposób pozyskiwany miód znajdzie swoich nabywców,
chociaż cena takiego miodu zapewne będzie odpowiednio wysoka.
Uwierzyłbym w to jajo
brukselskie, i w to, że to jajo nie podrzucili nam Marsjanie, gdyby ekolodzy,
którzy tak dzielnie walczą o każde drzewo w Puszczy Augustowskiej założyli grupę rekonstrukcyjną i posługując
się Prawem Bartnym z 1559 wydłubywali w
drzewach barcie i kusili zapachem mięty
nowe roje pszczół. Mogliby także powołać fundacje i z UE otrzymać jakieś dofinansowania.
Czemu nie … Nawet na produkcje miodu pitnego, ale oni wolą przywiązywać się
łańcuchami do harwesterów i z jakimś z dziwnym zadowoleniem znosić te wszystkie
katusze. To jakaś dziwna choroba ludzi w
lesie.
Aha, bym zapomniał. W tym
bractwie bartnym był kat ( pewnie jakiś amator, ale zawsze) karzący złodziei rojów, ale był także – pisarczyk bartny, piszący te wszystkie uchwały
i wyroki po polsku lub po łacinie, a jeden z paragrafów Kodeksu Bartnego
brzmiał tak - „ A gdyby nie mógł łacińskim językiem
zapisków zprostać, tędy Polskim, by
tylko warownie” - No wiec i ja pisarczyk
salonowy, 24 godzinny, pisać będę, lecz nie po łacinie, bo ja nie z lasu
tylko z miasta, więc ja niedouczony.
Mam tylko nadzieje, że po polsku i „ warownie
„ … A jak już napisze, to miodu sobie wypije i posłucham mojej kukułki.
Komentarze
Prześlij komentarz