Niebawem rozpocznie się procedowanie ustawy o
wolnych niedzielach w handlu. Już dziś trwa gorączkowa
debata. W
ostatnim numerze „ Polityki” ukazał się artykuł Cezarego Kowanda i Joanny
Solskiej pt. „ Polski handel pod ostrzałem PIS: będą ofiary” Artykuł ten
napisali dziennikarze, związani ze środowiskiem lewicowo – liberalnym, swoimi
korzeniami tkwiącymi w czasach PRL- owskich.
Autorzy tekstu zarzucają przygotowywanej ustawie o wolnych niedzielach,
wiele wad i pułapek. To, co mnie natychmiast postawiło na baczność, to
militarystyczny i propagandowy ton, od jakiego zaczęli autorzy artykułu. A mianowicie artykuł ten zaczyna się od
zdania „ Pierwsze strzały w bitwie
o handel już padły… ” No tak, skąd ja to
znam? Te „ strzały” i ową „ bitwę o handel”?
Cofnijmy się do roku 1964, to właśnie wtedy w
Polsce wybuchła tak zwana „ Afera mięsna” którą śledziło z wypiekami na twarzy
kilka mln Polaków. Wtedy, mięsa i wędlin w sklepach, było jak na lekarstwo, za
to ludowe władze rzucił na propagandowy rynek kilka głów, kierowników sklepów mięsnych, dyrektorów,
oraz samego Dyrektora Warszawskich Zakładów Mięsnych, Stanisława Wawrzeckiego.
I w trybie doraźnym skazano go na karę śmierci. Jeżeli ktoś myśli, że pan Wawrzecki był
seryjnym mordercą, ten się myli, pan Wawrzecki po prostu reglamentował inaczej.
Pewnie z korzyścią dla siebie, mięso i wyroby wędliniarskie nie rozdzielano
zgodnie z rozdzielnikiem ( że tak powiem) ale bardziej pod ladą, a potem ten
lewy zysk, wędrował do jego kieszeni. To wszystko, ale to wystarczało, aby
Stanisław Wawrzecki stał się kozłem
ofiarnym owej „ bitwy o handel” Miały
zapaść cztery wyroki śmierci, w tej kwestii naciskał Gomułka, ale wielce ł a s k a w y Sędzia Sądu Wojewódzkiego w Warszawie,
zatwierdził tylko jeden wyrok, właśnie na Wawrzeckim, a pozostali winni, dyrektorzy i
kierownicy sklepów, za przekręty na szponderku, golonce, karkówce, i
polędwiczkach wieprzowych, skazani zostali
na dożywotnie wiezienia. Tym łaskawym
sędzią był sędzia stalinowski Roman Kryże, ojciec Andrzeja Kryże, który w latach 2005 - 2006 był z ramienia Prawa i Sprawiedliwości sekretarzem stanu w Ministerstwie
Sprawiedliwości…
Kiedy Andrzej Kryże pracował w ministerstwie, w tym samym czasie, syn
Stanisława Wawrzeckiego, znany aktor, Paweł Wawrzecki grał w
serialu Daleko od noszy, jako dr Roman Kidler. Ot,
polskie drogi. I roztaje. Ojców, a potem
synów.
Mam
taką fantazje. Może to kicz. Trudno, ale powiem to, chciałbym zobaczyć
taki obrazek. Czasy współczesne. Galeria.
Elegancki sklep, w stylu - Polski
Kredens. Na hakach wiszą przeróżne mięsa, w przeszklonych chłodniach dziesiątki
wędlin. Szyneczki polskie, włoskie, niemieckie, co dusza i żołądek
zapragnie. Do sklepu wchodzi Andrzej, Kryże, syn Romana Kryżego. A potem drzwi znowu się otwierają, i do sklepu wchodzi aktor Wawrzecki. Coś kupują, może kilka deko szyneczki
parmeńskiej, albo kindzuka. Spokojnie, rozważnie, nie ma co kupować na zapas. Klienci nawet na siebie się nie patrzą. Nie poznają się. Albo na odwrót, rozpoznają się
natychmiast. Lecz milczą, bo czym tu
mówi. Było, minęło. Ponad pół wieku.
Lata 60
XX wieku. Ile to lat temu? Czas dwóch pokoleń, a ile się w Polsce zmieniło. Na pewno na lepsze. W zasadzie to inna
epoka. Bardziej ucywilizowana i
humanitarna. Dziś, nikogo się nie wiesza za kradzież tira z mięsem albo za nielegalne świniobicie.
Już nawet nikogo nie interesuje, dlaczego w skupie opakowań wtórnych nie
przyjmują butelek od wina? A
właśnie ten temat, w połowie lat 80- tych, ubiegłego wieku, nurtował reporterkę
radiowej trojki , Monikę Olejnik. Która
uzbrojona w mikrofon i zapał, młoda i gniewna, śledziła dlaczego
skupy, nie przyjmują butelek od wina
0.75 tylko 0,70. A były to czasy, tuż po
stanie wojennym, kiedy to Biuro Polityczne z Jaruzelski na czele, rozpoczęło
kolejną „ Bitwę o handel” Czyli w tamtej szarej Polsce, miało się żyć z
odrobiną luksusu i wygody, i każdy, kto miał zbyteczną butelkę po czymkolwiek,
miał prawo wymienić ją na kaucje. I miał mieć poczucie – ów dopieszczany PRL -
owski konsument, że żyje w najpiękniejszych ze światów. Dziś już nikt nie robi afery, jeżeli nie można oddać butelki od wina w
skupie. A wtedy, był to tak zwany „ dyżurny temat” Może to i zrozumiałe, dziś żyjemy w krainie
rozlicznych opakowań, takich i owakich, pudełeczek i torebeczek, które podobno
zutylizują się wtedy, kiedy w Polsce ponownie pojawią się dinozaury. Kiedyś butelka po czymkolwiek, to było coś. A dźwięk
roznoszonych butelek do mleka, ten
charakterystyczny stukot, te kroki mleczarza, budziły Polaków do życia. … i do
kolejnej „ Bitwą o handel” Czy centralnie sterowanym, skupem opakowań wtórnych.
Dziś, nie wiem, czy żyje w najpiękniejszym ze światów? Ale na pewno w takim świecie, w którym nie
wiesza się ludzi za kradzież mięsa, Nawet nie wiesza się seryjnego mordercę lub
takiego zwykłego mordercę, który zabił tylko jedną staruszkę. Wymiar
sprawiedliwości, a także wszelki osąd
czegokolwiek uległ uspokojeniu. Co tu dużo mówić, żyjemy w czasach luzu i
tolerancji. I chociaż podobno
podzielni jesteśmy jak nigdy, i
kłótliwi, to zarazem jacyś tacy wyluzowani.
Mimo tego, że w internecie, komentarze są czasami bardzo ostre, skrajne, to jednak nasze życie płynie łagodnym nurtem.
Przynajmniej w naszej części
Europy. Ale to nie przeszkadza
środowisku „ Polityki „ na czele z panem
Passentem, znanym felietonistą z
czasów PRL-u i jego córce Agacie
Passent, pozującej na inteligentną okularnice, narzekać na brak demokracji w Polsce. A także na trudny dostęp do środków
antykoncepcyjnych, oraz na to, że
chociaż Orlen notuje niebagatelne zyski, to jednak na stacjach tej firmy
prezerwatywy są bardzo drogie. A powinny
być, jak się domyślam, z zerową marża.
A także pani Solskiej na używanie takich zwrotów. Jak „
Polski handel pod ostrzałem PIS-u. Będą
ofiary” Ciekawe, jakie? Jedną ofiarę „
wojny o handel” już znamy. Co prawda kilkanaście lat temu, uznano, że proces w „ Aferze mięsnej” był na
zamówienie polityczne, i sąd uchylił
wyrok śmierci, ale przecież panu Wawrzeckiemu życia to nie przywróciło.
W
filmie Kieślowskiego „ Krótkim filmie o zabijaniu” pokazana jest scena
wykonywania wyroku śmierci w PRL. Z tym,
że ta scena pokazuje tylko jakiś
drobny ułamek prawdy. Chociaż ta kuweta w zapadni, na mocz czy kał skazańca była
prawdziwa. Tak wtedy było. To fakt nie tylko filmowy. W PRL-u nie było tak zwanych celi śmierci.
Skazany na śmierć, zazwyczaj odbywał
kare z innym więźniami.. Tak, aby nie miał świadomości, że termin wykonania
wyroku zbliża się nieuchronnie. Zwykle,
skazańca wyprowadzano z celi pod jakimś banalnym pozorem, może do fryzjera,
albo na spacerniak. Dopiero w ostatniej
chwili, dowiadywał się, że właśnie
przyszedł ten moment. Zazwyczaj skazany, szarpał, gryzł, kładł się na podłodze.
Wstępowały w niego nowe siły. Za wszelką
cenę bronił ostatnich chwil życia. Ciekawe, że kat w PRL miał urzędowy
przydział na ciemny garnitur, czarne skarpety, ale także na białe rękawiczki.
Skąd taki estetyzm, tego nie wiem… Te białe rękawiczki to może ostatni przejaw
elegancji i kurtuazji jaki widział
Wawrzecki. Co było potem? W zasadzie
nic… W pomieszczeniu obok czekała trumna. Prosta. Prościutka. I w tej trumnie zwłoki skazańca dyrekcja
więzienia oddawała rodzinie, aby zorganizowała
pogrzeb.
Pani
Solska narzeka, że PIS w ustawie o wolnych niedzielach nie zadbał o jeden
szczegół, a mianowicie wolna niedziela ma trwać aż do poniedziałku, i to do 6 rano. A wiec klient, właśnie w
poniedziałek rano, nie będzie miał szans na świeże bułeczki. Co prawda większość supermarketów piecze
pieczywo z mrożonego ciasta, ale przecież to nie to samo. Świeże chrupiące pieczywo, to zawsze świeże,
chrupiące pieczywo, a nie jakaś wypieczona mrożonka. Czerstwa po kilku godzinach. I chociaż jestem wyborcą PIS-u, musze przyznać pani Solskiej
racje. I tak samo jak pani Solska
uważam, że PIS powinien zmodyfikować swoją ustawę. Może wolna niedziela powinna trwać do 4 rano,
dnia następnego. Tak, aby piekarze
stawili się na czas w swoich piekarniach.
Ponieważ uwielbiam chrupkie kajzerski. Rogaliki babuni posypane makiem i
rozmaite ciabatki. Tak, my konsumenci, w
tej nowej szykującej się w XXI w -
BITWIE O HANDEL stanowczo żądamy
świeżych bułeczek. A gdyby nawet, z jakiś nieznanych powodów, w
poniedziałek rano, nie było świeżego pieczywa, zapewniam redakcje „ Polityki” i licznych
komentatorów tego tygodnika, że jednego mogą być pewni. - Pisowscy bolszewicy nie będą wieszać
piekarzy.
Na
koniec dygresja. Optymistyczna. Dedykowana pani Agacie Passent. Ostatnio byłem
na stacji Orlen. Dokładnie się rozejrzałem… I jak mi się zdaje, cena
prezerwatyw lekko drgnęła.
Komentarze
Prześlij komentarz